wczasy, wakacje, urlop
25 lipca 2012r.
Zdobycie Pucka w 1627 r. zostało okupione dużymi stratami. Zginęli oficerowie — rotmistrz Krzysztof Faliński, inżynier Rudel oraz około 800 żołnierzy, stracono także jedną szkutę. W kampanii (tej zasłużyli się kapitan Appelman i Aston, inżynier Herneck, porucznik Jan Dobiecki, chorążowie: Jakub Charzyński, Hieronim Strzelecki, Mikołaj Szpakowski. Niestety źródła nie wymieniają prostych żołnierzy, którzy "(...) z ochotą pod same mury podpadali." Za dzielność żołnierzy nagradzano w tym czasie oficerów, przeważnie szlachtę, a w piechocie i dragonii, która przy zdobywaniu zaimku i miasta miała decydujące znaczenie, służyli przede wszystkim chłopi i mieszczanie, i to ich właśnie męstwu należy zawdzięczać to duże i krwawo okupione zwycięstwo. W. Odyniec Lądowo-morska obrona wybrzeża polskiego w rejonie Pucka w latach 1626—1629 "Studia i materiały z dziejów sztuki wojennej" T. I, 1953, s. NADBAŁTYCKIE FORTY WŁADYSŁAWA IV "Ma przeto król polski tylko jedno miejsce, czyli przystań, gdzie można założyć port, mianowicie na Pomorzu o cztery lub ipaęć mil od Gdańska, gdzie jest miasto Puck." Karol Ogier Dziennik podróży 1636, Zdobycie Pucka nie zakończyło działań wojennych ani w województwie pomorskim, ani w pozostałych częściach Prus Królewskich. Trwały one jeszcze przez dwa lata 1627 i 1628. Dopiero we wrześniu 1629 r. po zawarciu rozejmu ze Szwecją umilkły działa i ucichł szczęk oręża w całej prowincji. Przez cały ten okres w Pucku stały silne załogi wojskowe, strzegąc miasta i wybrzeża przed ewentualną inwazją, nieprzyjaciel bowiem nie zaprzestał prób wysadzenia desantów, jak na przykład koło Oksywia i Oliwy. Lanckoroński przeto jako odpowiedzialny za obronę umocnił Oksywie, a wysyłane przez niego podjazdy pilnie wypatrywały nieprzyjacielskich żagli na horyzoncie i patrolowały całe wybrzeże od Gdyni po Jastarnię-Bór na Helu. Podczas jednego z takich patroli zauważono na s trądzie między Jastarnią a Kuźnicą szwedzki statek admiralski "Christine" walczący z falami, a zaginany tu przez szalejący sztorm. Zaalarmowano natychmiast resztę wojska i rozpoczęto zdobywanie statku. Działania bojowe utrudniała burza, mimo to Szwedom udało się zabrać z okrętu pod ogniem działek Lanckorońskiego i przy fatalnych warunkach atmosferycznych kasę okrętową i admirała. Okręt jednak po kilkugodzinnej walce został zdobyty prizez Polaków dzięki podstępnemu zapo-wiedzeniu Szwedom, że podciągnięto nowe działa i jeśli natychmiast nie poddadzą się, to zostaną ostrzelani i zatopieni. Przy pomocy miejscowych rybaków udało się zdjąć ze staitku 19 dział i zabrać część zapasów. Do niewoli dostali isię także Idlwaj kapitanowie i cała załoga licząca 200 ludzi. Kiedy jednak szitoirm minął i morze stało się spokojniejsze, Ubliżyły się ponownie szwedzkie okręty. Trzeba więc było, wobec przewagi nieprzyjaciela, przerwać wyładowywanie zdobyczy, a sam okręt zniszczyć. Tak też zrobiono. Ten sukces Lanckorońskiego był ostatnim jego czynem na wybrzeżu, gdyż wkrótce na rozkaiz hetmana opuścił miasto i zamek i wraz z całą dywizją pociągnął na ,południe na dalsze Iboje. Pisząc O jego sukcesach trzeba wspomnieć i o innej jego działalności, która niestety nie przynosiła mu zaszczytu, a mianowicie o jego stosunku do mieszkańców powiatu, szczególnie do chłopów. Jego niewątpliwie dzielni żołnierze mieli w sobie wiele dzikości. Ponieważ było dużo kłopotów ze zdobyciem żywności, a żołd dochodził nieregularnie i nie było za co kupić środków spożywczych dla łuidzi i paszy dla koni, żołnierze przeto ,swawolili", czyli wybierali zasługi siłą. Na Lanckorońskiego skarżyli się mieszkańcy wsi królewskich, że wybierał "stacje", a więc brał od nich pieniąldze i żywność gwałtem. Od mieszkańców 23 wsi zabrali oni ogółem 48 243 złolte. Najwięcej ucierpiały wsie: Kniewo Zamostne i Karwieńskie Błoto — w pierwszej zabrano gotówką 6593 złote, w drugiej, bogatszej, 11 809 złotych. Dla uzmysłowienia, co to znaczyło, możemy dodać, że średniej jakości koń wojskowy kosztował 70 złotych. Ściągnięta kontrybucja z Karwień-skich Błot wynosiła przeszło pięciokrotną wartość wszystkich rocznych obciążeń jej mieszkańców. Oprócz pieniędzy musieli chłopi karmić żołnierzy, czasem nawet opłacać drobne reperacje sprzętu, co zresztą było tyilko pretekstem do wyłudzenia pieniędzy. Warto przytoczyć wysokość racji żywnościowych należnych według artykułów wojskowych tym żołnierzom, którzy zostali skierowani na zakwaterowanie. Prosty żołnierz winien był otrzymywać dziennie półtora funta (funt gdański = 434,054 g) mięsa lulb dwa, ćwierć funta słoniny, półtora funta chleba, półtora sztofa piwa (przeszło dwa litry), następnie należało zapewnić mu dobry nocleg, dostarczyć przypraw, a więc soli i oćtu. Nic więc dziwnego, że cieszyli się chłopi i mieszczanie, kiedy wojsko opuszczało starostwo i powiat. Ohłopi wsi szlacheckich byli narażenie na niedogodności pobytu wojska w mniejszym stopniu niż królewskich i duchownych, a to dlatego, że oficerowie-szlachta oszczędzali dobra swoich "braci". Starostwo po odwołaniu oddziałów Lanckorońskiego nie zostało jednak bez załóg wojskowych. Przybyły nowe jednostki piechoty pod dowództwem Jana Platera, a następnie w 1635 r. zmieniły je oddziały wojsk gdańskich. One również dały się mocno we znaki ludności cywilnej, chociaż w stopniu daleko mniejszym niż poprzednicy. Przed nadużyciami bronił ludności nowy starosta od 1627 r. Jan Działyński. Nie wiemy dokładnie, jakie straty poniosło samo miasto i mieszczanie, ile domów zostało spalonych w obrębie murów miejskich. Na pewno jednak bez nich się nie obeszło, szczególnie przy rynku. O stanie murów miejskich i obwarowań komisarze królewscy zapisali lakonicznie: "(...) na południe od Młyńskiej aż ido Rybackiej Bramy miasto murem obwiedzione, który wielkiej .poprawy potrzebuje, gdyż miejscami dziury w nim są. Brama Rybacka i most przez nieprzyjaciela zniesione. Od tejże bramy do narożnej baszty nad morzem sztakiet albo ostróg [ostrokół] wałem osypany, od tejże baszty aż do Zamkowej walik alibo szańc sypany. Które miasto jest okopem obwiedzione (...)"10 Te umocnienia ziemne, o których mówi przekaz, zapowiadają nową epokę w fortyfikowaniu miast i osiedli— średniowieczne mury zabezpieczano przed coraz silniejszą artylerią umocnieniami ziemnymi. Zabudowania na przedmieściach zostały podczas oblężenia zniszczone, spaliły je pociski artyleryjskie, rozebrano je na szałasy dla wojsk oblegających, użyto wreszcie na ogniska. W latach następnych, a szczególnie podczas przygotowań do nowej wojny, całe miasto otoczono umocnieniami ziemnymi. Ślady ich były widoczne do niedawna, a fragment pozostał widoczny od strony zatoki. Sam zamek pamiętający czasy krzyżackie nie był otoczony murem, lecz wałem ziemnym i fosą. Od zatoki oddzielał go rów z wodą. W obrębie zabudowań zamkowych wznosił się duży gmach, w którym znajdowały się właściwe (pomieszczenia mieszkalne, obok stał drugi budynek murowany zwany kamienicą oraz murowana stajnia. Przy "starej kamienicy", czyli dawnym zamku krzyżackim, znajdowała się murowana piwnica na prochy. Był to właściwy magazyn pro cho woamunicyjny. Od rozejmu w Starym Targu w 1629 r. do początku 1635 r. stały w Pucku tylko nieliczne garnizony. W końcu 1634 r. i na początku następnego król Władysław IV zaczął snuć plany nowej wojny ze SzWecją, wygasał bowiem rozejm, a polski monarcha marzył podobnie jak ojciec o wielkiej wyprawie do Szwecji po koronę przodków. Wierzył, że to, co nie udało się ojcu, zrealizuje sam, pokona szwedzkich feudałów i skronie swe ozdobi koroną Szwedów, Gotów i Wandalów. Bardziej wojownik jak dyplomata raczej ufał argumentom żelaznym niż papierowym i chciał rostrzygnięć w walce. W zamierzeniach tych wiele uwagi poświęcał przygotowaniu wybrzeży zachodnich Zatoki Gdańskiej do obrony i do spełnienia roli bazy wypadowej na północ. Dlatego wysłał do Pucka dwu inżynierów: Fryderyka Getkanta, nadreńczyka, i Jana Plieitnera, Belga. Pierwszemu z nich polecił sporządzić dokładną mapę wybrzeża, drugi miał przygotować plan założenia portu. Po wnikliwym zbadaniu całego wybrzeża Getkant doszedł do wniosku, że tylko dwa miejsca nadają się do zbudowania portu, jedno między wsiami Gdynią i Oksywiem, drugie na Helu. Pierwsze było jednak położone zbyt blisko Gdańska, a wiadomo było, że pyszne miasto strzegące bardzo pilnie swojego prymatu nad Zatoką Gdańską zrobi wszystko, aby wszelkimi sposobami udaremnić plany królewskie w samym zarodku. Niedawni wierni poddani Rzeczypospolitej zaraz po zakończeniu wojny, a 'Właściwie ftylko zawieszeniu działań wojennych, odmówili królowi polskiemu płalcenia ceł, chociaż uiszlczali je szwedzkiemu monarsze. Alle za takim stanem rzeczy przemawiała silna flota, która -mogła chwytać statki kupieckie idące z i ido Gdańska. Klról polski flotą nie rozporządzał. Trudno było liczyć na przychylność gdańszczan w obliczu nowej wojny, której wcale nie chcieli. Wybrano więc Półwysep Helski jako miejsce naj-sposobniejsze do założenia portu. Wedle projektu Jana Pileitnera postanowiono wybudować przede Wszystkim dwa szańce: Władysławowo — większy i Kazimierzów© — mniejszy, oba leżące w niedalekiej odległości od siebie. Przemyślny Belg otrzymał dużą zaliczkę i przystąpił do wznoszenia pierwszych umocnień. Równocześnie Władysław IV usilnie zabiegał o to, aby nabyć statki, uZbroić je- i przekształcić w 'jednostki wojenne. Dostarczył ich królowi bogaty kupiec gdański skłócony z radą miejską Jerzy He-wel na kredyt, bo władca nie mógł zapłacić za nie gotówką. Po prostu jej nie miał. Wyposażanie statków i ich ostateczne przygotowanie do rejsów odbywało się w Pucku, a następnie już we Władysławowie. Znowu po raz trzeci w ciągu niespełna wieku strąd pod Puckiem zaroił się cieślami okrętowymi, marynarzami, różnojęzycznym tłumem ludzi morza. Wszystkie gospody pełne były gości. Piwo lało się strumieniami, a kupcy i właściciele zajazdów zacierali ręce z radości. Radowało się serce 'Wszystkich mieszczan przewidując zwiększone obroty, tylko mieszczki czasami dziwnie wzdychały. Znowu Zbliżała się wojna, a z nią groźba napadów, troska o najbliższych. W Puszczy DarzilubSkiej huczały topory, waliły się odwieczne ipnie, obrabiano ciężkie tramy na palisady umocnień dwu fortów na Helu, a potem transportowano je na miejsce budowy. Cały powiat żył przygotowaniami do wojny. Szły z WarSzawy do starosty puckiego Jana Działyńskiego mandaty królewskie nakazujące pomoc komisarzom okrętów królewskich. W liście z 28 marca 1635 r. nakazytwał król staroście: "Do okrętów naszych, że potrzebować będziem i chleba i piwa, przeto żądamy (...) żeby na zbóż różnych zwożenie i składowanie miejsca sposobne były opatrzone i naznaczone, także piekarze i piwowarowie pewni byli do tego Obróceni, którzy by i chleb wedle potrzeby wygotowali i piwa robili. A że do tego drew potrzeba (...) Chcemy i to mieć (...), abyś w lasach i puszczach puckich drzewa, co jeno do okrętów będzie potrzeba nie bronił, ani wywozić przeszkadzał i owszem do wywozu jako najbardziej dopomógł"11. W innym liście z tegoż samego "W. Czapliński Akta do dziejów Polski na morzu t. VII, Cz. 1: 1632—1648 Gdańsk 1951, s. 26—27. dnia i miesiąca nakazywał: "Na potrzebę okrętów naszych, kStóre pod Pućkieim staną, aby zamysły nieprzyjacielskie Wstręt wzięły, potrzebować będą komisarze nasi podwód i powozów na wwiezienie żywności ido Pucka, na sposobienie drew i drzewa różnego do okrętów (...)". Z inwentarza z 1678 r. wiemy, jakie to drzewo przygotowywano w lasach puckich specjalnie na budowę statków. Były to przede wszystkim krzywki i pianki, czyli materiał służący do robienia poszycia ówczesnych okrętów, a niewątpliwie nie wymieniono wszystkich przygotowywanych tu asortymentów.
Puck, nad morzem, turystyka, historia